wtorek, 5 stycznia 2016
Parnassus
Parnassus nie jest dokumentem, a przynajmniej w myśli jego twórców nie zdaje relacji z żadnego wydarzenia. Bo przecież nie można wykluczyć, ze jakieś większe od nas Siły w ten niebezpośredni, zagmatwany, hipotetyczny czy wręcz bajeczny sposób próbują nam przekazać informację o prawdzie wszechświata. O tej niechcianej, której od jakiegoś czasu przestajemy szukać.
Bo czy nie o wiele bardziej wiarygodnie brzmi hipoteza, że świat utrzymywany jest w jako takim ładzie dzięki pewnym ludziom, którzy od tysiąc leci opowiadają te same historie? Historie te można nazwać niestworzonymi, właśnie dla tego są ciągle fascynujące, bo odwołują się do największych, najgłębszych ludzkich pragnień. Do przestrzeni tęsknoty, która chce zniesienia rzekomej niezgody między esencją a egzystencją; do przestrzeni, która różnicę między istotą człowieka a jego upragnionym sposobem istnienia jeszcze zauważa.
Przyjmijmy więc to za dane: ludzie od tysiącleci opowiadają historie. Opowiadają je o wydarzeniach dla siebie ważnych, ale że czas historii upływa, pojawiają się co raz to nowe wydarzenia zmuszając już zaistniałe do zrobienia miejsca. Doktor Parnassus nie zauważył jednak tej prawidłowości. Nie zauważył również, że zmieniła się znacznie forma w jakiej obecnie opowiada się historie. Zaplątany we własne szaty faustowego ubrania, potyka się o swoje żądania i oczekiwania nie bacząc na zewnętrzny świat. Łatwo w takiej sytuacji ciskać oskarżenia i zgoszkniałe uwagi pod adresem świata zewnętrznego, jednak PArnassus tego nie robi - jest załamany tylko wewnątrz siebie.
A jeżeli dla kogoś teza o utrzymywaniu świata w równowadze przez opowiadane historie nie brzmi jednak wiarygodnie, to przynajmniej czy nie jest o wiele piękniejsza, bardziej ludzka i przyjazna niż te popularne obecnie?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)